Wyprawa rowerowa Szlakiem Latarni Morskich 2015 była najbardziej spontaniczną i nieprzygotowaną ze wszystkich. Mając za sobą z jednej strony miłe wspomnienia ostatnich miesięcy i to, że wszystkie plany snute w tym czasie szlag trafił oraz znając swoją wrodzoną pasję do odkrywania, podróżowania, przygody i aktywnie spędzanego czasu, zajrzałem, jak i w tamtym roku, na forum sakwiarskie.
Jeden gość miał jechać z Opola do Kołobrzegu i dalej do Świnoujścia, ale się rozmyślił, bo mało chętnych było i pojechał na żagle. Widniały jeszcze dwa ogłoszenia – jedno nie pasowało mi ze względu na termin, drugie – napisane przez kobietę. Chciała pokonać dystans z Gdańska do Świnoujścia w tydzień czasu. Termin pokrywał mi się z pobytem rodziców w Świnoujściu, więc zagadałem. Rozmowa przeniosła się na FaceBooka.
Okazało się, że Ludi i jej koleżanka, to dwie studentki, aktywne sportowo, jadące pierwszy raz na większą wyprawę rowerową. Długo się nie zastanawiałem. Właśnie czekam na nie teraz na dworcu w Gdańsku.
Wyprawa Brzegiem Bałtyku miała być też wyjątkowa, gdyż powziąłem mocne postanowienie, za wszelką cenę spisywać bieg wydarzeń. Każdy dzień skrupulatnie zapisywać do kupionego w Biedrze, ładnie oprawionego dziennika pokładowego. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, choć bardzo chciałem. Wjeżdżając z tobołami cały dzień pod górę, naprawdę nie chce się nawet zrobić zdjęcia, a co dopiero pisać wieczorem sprawozdania.