16.07.2015 r. – Dzień 7
Pogoda trochę deszczowa. Zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy herbatę. Zasnąłem. O 10 budzi mnie Ludi. Wyruszyliśmy tego dnia najpóźniej z całej wyprawy, bo o 12, ale nie było się co śpieszyć, gdyż do Świnoujścia zostały zaledwie 42 km. Z pola namiotowego razem z nami wyjeżdża też jakiś sakwiarz, ale w drugą stronę. Młody chłopak. Podziwiam tych jeżdżących samotnie. Zmierzamy ku Międzyzdrojom. Wbijamy na czerwony szlak turystyczny i od razu piach, a później górki. Te wzniesienia były przyjemne, ale Ludi wolała sobie na nie wbiegać z rowerem, cały czas rozprawiając o „czwórkach” na nogach. Ten czerwony szlak zaprowadził nas na plażę, gdzie były tylko schody i piach. Trzeba było się wracać kawałek pod górę. W Wisełce zatrzymujemy się w ekskluzywnej kawiarni na kawkę. Dziwny klimat – biedni, wystraszeni młodzi pracownicy i zła, uprzykrzająca im pracę szefowa. Podładowujemy telefony. Kawałek dalej jemy gofry. Fotki wysłane na Instagrama, ruszamy dalej. Szukaliśmy latarni zwanej kikutem, ale nie udało się. W miejscu, gdzie pokazywał ją gps, nic nie było.
Nie obyło się bez przygód – w lesie dojechaliśmy jakąś drogą do górki, przez którą biegła szosa. Trzeba było się wdrapać na dość strome wzniesienie, a następnie bardzo wąską skarpą przejść z rowerami, aby ominąć barierki na tej szosie.
Suniemy szosą do Międzyzdrojów. Pod wiatr i do góry ciężko, ale w dół da się przycisnąć. Mija nas dwóch pędzących kolarzy. Przypomniało mi się jak z kolegą ścigaliśmy się po Austriackich górach z kolarzami – my z sakwami – oni bez :). Odbijamy do zagrody z żubrami. Uwielbiam te dostojne zwierzęta. Przejeżdżałem tędy już kilka razy w życiu, a nigdy nie udało mi się zajrzeć do zagrody. Bierzemy przewodniki audio. Szału nie ma. 3 żubry + jeleń + sarna + dziki. Dziki były chyba najciekawsze, bo coś robiły, a nie leżały – chodziły, chrumkały przy samych barierkach. Kupiłem sobie brelok z żubrem, Ludi z dzikami. Przypadły jej do gustu :).
W Międzyzdrojach zastajemy roboty drogowe. Na Alei Gwiazd oczywiście zdjęcia. Ludi kogoś tam szuka, już nie pamiętam kogo. Było trochę przebierania w pamiątkach na straganach. Zaliczyliśmy też słynne molo.
Szukając ryby do zjedzenia, znajdujemy dorsza za 16 zł w zestawie. Jak na taki kurort, to bardzo tanio.
Odcinek Międzyzdroje-Świnoujście. Droga przez las, fantastyczna na rower. Bardzo polecam. Dojeżdżając do szosy prowadzącej do latarni świnoujskiej stwierdzam, że trochę się tu zmieniło. Moim oczom ukazał się moloch industrialny związany z gazoportem. Pod latarnią byliśmy o 19:20. Ostatni cel wyprawy zaliczony. Pod latarnią tak gryzły komary, że nie szło ustać w miejscu. Wzięliśmy pieczątki i wdrapaliśmy się po 300 schodach na górę. Ludi wymięka i opowiada o „czwórkach”. Mnie czwórki nie bolały, co innego kolana.
Zrobiliśmy sobie jeszcze zdjęcie finałowe jako dokumentację?
…no i do na przeprawę promową do miasta.
Na polu namiotowym rozmawiamy sobie z samotnym starszym skawiarzem, który twierdzi, że jeździ od 14 lat i informuje nas o wywindowanych cenach za pole, „dostosowanych” do turystów niemieckich. Na szczęście starsze niemieckie małżeństwo sakwiarzy pozwala nam podłączyć powerbank do swojego, opłaconego gniazdka. Nie żebym nie miał kasy, ale cwaniactwa nie lubię (mowa o tych cenach). Jesteśmy w Polsce, tu się zarabia w złotówkach, a nie w euro. Koszt pola: 22,5 zł od osoby przy jednym namiocie + różne dopłaty np. za ładowanie telefonów itp. Wieczorem promenada i plaża.
Muszę dodać, no muszę. Na tym polu namiotowym był ohydny prysznic i obrzydliwe towarzystwo starszych panów. Nie będę tego opisywał. Chodzi mi o to, że za taką cenę powinno być lepiej. Nie polecam.
Statystyki:
Komentarze są wyłączone.