Jaki śpiwór na Islandię? Na wyspę, gdzie temperatury w letnie noce potrafią spaść poniżej 0 stopni, a dni deszczowych jest tyle samo, jeśli nie więcej, co bezchmurnych. To jedno z kluczowych pytań, jakie powinniśmy sobie zadać w trakcie przygotowań do trekkingu po krainie lodu i ognia, gdyż to właśnie m.in. od śpiwora będzie zależało, czy się wyśpimy i wystarczająco zregenerujemy nasz organizm. W tym przypadku odpowiedź jest prosta – ciepły. Ciepły, oznacza zwykle duży i ciężki, ale można tu osiągnąć pewien kompromis. Alternatywą dla cięższych śpiworów syntetycznych są te z wypełnieniem puchowym. Jednakże kompaktowe, a zarazem ciepłe śpiwory puchowe mają jedną podstawową wadę (oprócz ceny): posiadają właściwości absorbujące wodę, a gdy nią nasiąkną, puch się skleja tracąc swoją strukturę i funkcję ocieplającą. Wilgoć pochodzić może nie tylko z zewnątrz – to także pot i skraplająca się para, a w warunkach islandzkich, gdzie najczęściej pada, trudno będzie taki śpiwór wysuszyć. Dlatego właśnie odrzuciłem myśl o zabraniu puchowca, a zdecydowałem się na śpiwór syntetyczny.
Pierwszej nocy spędzonej na wyspie, rozbiliśmy się zmęczeni podróżą niedaleko lotniska, na mchach. Wokół nic innego po prostu nie było. Jak okiem sięgnąć – wszędzie tundra. Mój kolega Marek postawił namiot nieszczęśliwie chyba w jakimś dołku. Nad ranem miał powódź w namiocie (dziury w podłodze pozostały chyba jeszcze po zeszłorocznych kolcach Armenii). Śpiwór do połowy przemoczony. A jednak, ponieważ był to syntetyk, przespał w nim całą noc i dopiero nad ranem spostrzegł, co się stało. I teraz najlepsze – taki śpiwór schnie ogrzewany ciepłotą ciała. Mimo, że jest mokry, to dzięki specjalnym włóknom utrzymuje ciepło, a jednocześnie skutecznie odprowadza wilgoć na zewnątrz. Rano wystarczyło go na chwilę położyć na namiocie, poddać działaniu islandzkiego wiatru, i gotowe – śpiwór suchy.
Sam również zaliczyłem „mokry śpiwór”. Tyle że w moim przypadku, stało się to nad ranem, gdy wylałem w namiocie gotującą się wodę. Śpiwór również rozłożony na namiocie wysechł szybko, a miał jeszcze gęstsze wypełnienie.
Śpiwór, który miałem ze sobą (Fjord Nansen Trondeland Mid – jego recenzja znajduje się w zakładce „sprzęt”) ważył ok. 2 kg, a jego zakresy temperatur plasowały się w zakresie -9 do -3 stopni strefy komfortu i -26 stopni temperatury ekstremalnej (czyli takiej, przy której pojawia się już ryzyko hipotermii). Czy przesadziłem? Myślę, że nie. Spałem w długiej piżamie, nie marznąc ani nie przegrzewając się. Raz, czy dwa zdarzało się, że rozpinałem zamek w nogach, bo było trochę za ciepło. Doświadczenie, na którym się opieram, podpowiada mi, że lepiej mieć odrobinę cieplejszy śpiwór, niż za cienki.
Pozostaje pytanie: gdzie spakować taką nieporęczną „beczkę”? Ja woziłem w worku wodoszczelnym (razem z 17 kg suchego prowiantu) w taki sposób:
Lub taki:
Komentarze są wyłączone.