Mołdawia – Dzień 9

Dzień dziewiąty – 10.08.2015 r.

Grzesiek wstaje wcześniej, robi sobie śniadanie i kawę, gdy ja śpię, a potem mówi, że się długo pakuję i już jedzie do studni. Tam robi sobie pranie. Rano znowu nie do wytrzymania w namiocie. W nocy bolał mnie brzuch, wziąłem nospę na skurcze. Codziennie ostatnio pobolewa mnie brzuch. W nocy Grzechu mnie obudził, bo w kukurydzy chodziło ?dziwne zwierzę na dwóch łapach?. Ponoć podleciało (yhm, czyli miało też skrzydła). Po spakowaniu, okazuje się, że mam kapcia z tyłu. Jedziemy do Flamanzi. Droga ładna, ale pod wiatr i górki. Do tego upał. We Flamanzi nie ma salonu operatora sieci komórkowej. Cały czas jestem bez Internetu, za który zapłaciłem. Na pastwisku niemiły widok ? zdychający koń (chyba z upału).

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Grzesiek pojechał a ja zbaczam z drogi, bo widzę po prawej piękny monastyr obronny ? Zosin.

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Przy zjeździe również ciekawa kapliczka i studnia w kształcie filiżanki:

IS_116

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Następne miasto ? Botosani (Botoszany). Tuż przed nimi pokonujemy bardzo długi podjazd. Botosani jest dużym miastem, ale niezbyt nam się podoba. Idę do pierwszego biura Vodafone ? znowu kobiety ? nie potrafią nic zrobić. Idę do drugiego salonu ? zaś kobiety, po pół godzinie niemocy, wymieniły mi kartę ? O! Internet działa! W czasie, kiedy sprzedawczynie bawiły się z moim telefonem, zjedliśmy przepyszne precle ze słonecznikiem, później z czekoladą. Wszyscy tutaj to jedzą! Odpoczywamy w centrum na trawie pod kościołem. Zamawiam tortillę z kurczakiem. W środku dosłownie 3 kawałeczki kurczaka, jakaś mielonka, niedosmażone frytki ? wszystko zimne ? fuj! Internet działa, nawiązuję kontakt z Martą z forum rowerowego (mam z nią za tydzień jechać do Talina). Ruszamy. Szukamy rynku, zabytków ? guzik. Po ulicach jeżdżą stare, ciekawe tramwaje. Postsowieckie bloki z wielkiej płyty też inne, niż w Polsce.

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Mołdawia - Rumunia. Botoszany

Wyjeżdżając z miasta, cieszymy się fajnym zjazdem. We Vladeni robimy sobie postój przy sklepie. Miła pani podłącza nam sprzęt do gniazdka i mówi ?pa? na pożegnanie. Moją uwagę zwraca reklama w sklepie obok. Duży bilboard z gołą babą, mającą wszystko na widoku. Nie pamiętam czego to była reklama, ale jakiegoś produktu spożywczego. W Polsce nie spotkałem się z tak odważnymi reklamami.

19:30, słońce nadal grzeje niemiłosiernie. Na stacji benzynowej w końcu się odświeżyłem i ogoliłem. Od razu morale wzrosły! Zauważyłem też w lustrze jak bardzo jestem już opalony (cały czas jazda bez koszulki).

15 km przed Suczawą, na stacji benzynowej za Dumbraveni, próbowałem się dogadać odnośnie zostawienia na noc powerbanku do ładowania. Długo to trwało. Grzesiek zagadywał jakiegoś pracownika, ja tłumaczyłem zdanie translatorem i w końcu zrozumieli. Odbiliśmy w bok, na pola. Widać w oddali większą Kempę drzew, ale jednocześnie tablicę, że teren wojskowy i zakaz wstępu. Okazało się z daleka, że mają tam radar. Rozbiliśmy się niedaleko, w polu, między dwoma pasami kukurydzy. Jest fajnie, jasno?


Statystyki:

[endomondowp type=’workout’ workout_id=’578599827′ ]

[endomondowp type=’workout’ workout_id=’578695207′ ]

Facebook Comments Box