Szlak Latarni Morskich Hel Jastarnia Rozewie, Dz. 2

11.07.2015 r. – Dzień 2

Dobra. Dziewczyny weszły sobie na helską latarnię, a ja zabieram się do pisania. Postanowiłem pisać myślnikami-skrótami, a resztę odpamiętywać w domu z tych myślników, bo mi czasu tutaj nie starczy na pisanie epopei? Postanowiliśmy w ogóle zaliczyć tych latarni ile się da, bo kupiliśmy sobie „paszporty” do przybijania pieczątek. Za ileś tam latarni można napisać do PTTK o przyznanie odznaki.

Budzimy się o 7:30. Wyjechaliśmy o 10:30. Na spokojnie. Rano pojechałem do sklepu po „świeże bułeczki” dla całej kompanii. Naprawiałem kapcia w rowerze Ludi. Dziwnie to wyglądało, za duża, poskręcana w oponie dętka. Koszt pola: 17 zł od osoby (wydawało mi się to dużo…, nie to nie było dużo). Pojechaliśmy na wspomnianą na początku latarnię. Sklepikarka od pamiątek pozbyła się klienta mówiąc gdzie można taniej, niż u niej kupić kartki. Dziwne. Ale kupiliśmy u niej te paszporty i dostaliśmy pierwsze pieczątki latarniane.

latarnia hel trekkingowo

W Jastarni pod latarnią, zamknięte ogrodzenie, nikogo nie ma. Pieczątki nie zdobyliśmy. Ale za to na górce, przy latarni była huśtawka na gałęzi i mieliśmy zabawę 🙂

latarnia jastarnia trekkingowo

Zjedliśmy kebsy i dalej w drogę. Łups! Ludi znowu ma kapcia? Niemożliwe! Nie pamiętam czy kleiłem drugi raz, czy stwierdziłem, że to musi być wentyl? Coś zrobiłem, napompowałem i pojechaliśmy dalej. Jechaliśmy przez Hel pod wiatr. Zresztą to było w planie. Ze Świnoujścia na wschód zawsze jedzie się lepiej, bo z wiatrem. Napierałem więc z przodu peletonu przecinając podmuchy. Po drodze zatrzymaliśmy się w urokliwym miejscu:

hel widok trekkingowo

hel plaża trekkingowo

Rozewie. Najbardziej wysunięty na północ fragment Polski. Trochę pod górkę i jesteśmy – kolejna latarnia. Gimbaza robi nam zdjęcia, a mi zwiewa z siodełka gdzieś kapelusz i już go nie znajduję (a taki był ładny, amerykański). Nie ważne.

latarnia rozewie trekkingowo

Za latarnią jest wejście na klif. Oczywiście barierki i przejście wzbronione, ale ścieżka wydeptana jak na promenadach. Idę, sprawdzam – piękny widok za krzakami na morze . Wołam dziewczyny, robimy sesję zdjęciową.

rozewie widok morze trekkingowo

Aha, żeby było ciekawiej – Ludi znowu ma kapcia (moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina!). Ignorujemy to, gdyż właśnie wjechaliśmy w hałdy piachu w drodze na wydmy, gdzie zamierzamy nocować. Myśleliśmy, że ten piach się nie skończy. Wokół ani żywego ducha, aż tu na horyzoncie człapie koń, z panią na grzbiecie? Pani mówi że zaraz piach się kończy. No i rzeczywiście tak było. Jesteśmy w sercu nadmorskiego wydmowego lasu, nikogo nie ma, nikogo nie słychać, a przed nami pojawia się, tzn. z boku, w lesie, w każdym razie nie na drodze, kolorowy wóz cygański! Ale numer! Zatrzymujemy się zastanawiając o co chodzi i żeby zrobić zdjęcie. Dzwoni mój kolega zupełnie nieświadomy, że nie ma mnie w Opolu, chcąc wpaść na kawę :). A ja tu takie przygody przeżywam!

rozewie bryczka cyganie wóz trekkingowo

Jedziemy dalej drogą – znowu niespodzianka! W środku lasu, jakieś dziecko idzie samo w naszą stronę! Na szczęście, jakiś czas za nim, podąża pozostała ekipa znad morza. Pomyśleliśmy sobie wówczas, że wóz był wynajęty, żeby ich tu przywieźć. Fajna robota? :). Dobra. Wspiąłem się na wydmę, żeby się upewnić, że plaża jest dzika i wypatrzyłem idealne miejsce na namiot. Z powrotem po ścieżce, żeby się oddalić od głównego wejścia na plażę. Następnie przez rzadkie sosenki i krzaki, jedna wydma, druga wydma i jesteśmy w dolince między dwoma hałdami piachu. Jest kawałek prostego miejsca na namiot. Kilka kroków do góry i można zejść na plażę z drugiej strony, widać morze i zachód (zmierzcha). Szybko – do dzieła! Rozbijamy obóz, gotujemy mięcho z makaronem!

wydmy obóz trekkingowo

wydmy gotowanie trekkingowo

wydmy rozbijanie namiotu trekkingowo

Dziewczyny tam przy garnkach prawda, a ja się wziąłem za dach nad głową 🙂 No muszę wspomnieć tutaj o niechcąco wywalonym na piach, świeżo ugotowanym makaronie, bo to się wydaje, szczególnie z perspektywy czasu, mega śmieszne 😉 Ostatecznie jedzonko wyszło pyszne! Następnie zaliczyłem pierwszą tegoroczną kąpiel w półtoralitrowej butelce wody. Do morza tak późno i przy takiej pogodzie nie chciało mi się iść. Ale i to był nie lada wyczyn, żeby na tym wietrze się rozbierać i lać zimną wodą 🙂 Na dobranoc po browarku i spać.


Statystyki:

szlak latarni dz.2 statystyki trekkingowo

Facebook Comments Box